Spoglądając przez okno powiedziałam sobie – nigdzie nie będę wychodziła. Zima taka okropna, zamiast śniegu pada deszcz, nie zanosi się na spacer. Rodzice wyjechali do znajomych, siedzę więc sama z siostrą. To znaczy, ja u siebie w pokoju, moja kochana siostra w swoim. Ciekawe, czy łóżko złożyła?...

Krople deszczu wolnymi strugami spływały po szybie, jakby wiedziały, że będzie ich znacznie więcej. Na ukośnych oknach, gdy wiatr słabł, spływały wolniej i odwrotnie, gdy tylko się nasilał, pędziły szybciej zostawiając widoczne korytarze dla następnych kropel. Przyglądałam się uważnie, zastanawiając się nad ich ostatecznym celem.

 

– Nie wiesz, gdzie jest moja lokówka? – Nagle do pokoju wtargnęła siostra, pytając znienacka. Karolina ma to do siebie, że potrafi w najmniej odpowiednie do tego miejsce, cokolwiek włożyć, na przykład telefon do lodówki. I dzwoni sobie, podczas gdy ona biega próbując go znaleźć. Roztrzepana jak mało kto, gdy umawia się z chłopakiem, zapomina czy to u niego, czy u nas w domu. Ale pomimo takich głupot, kocham ją bezgranicznie.

– Pewnie tam, gdzie stoi żelazko – odpowiedziałam bez namysłu. Wzruszyła ramionami wychodząc z pokoju. – Jak się zrobię na bóstwo, jadę do centrum, jedziesz ze mną?

– Nie mam najmniejszej ochoty – odparłam.

– Przecież lubisz spacery… – powiedziała zdziwiona moją odmową.

– Ale nie w taką pogodę, jeszcze o takiej porze roku… Tego nie proponują nawet w Chacie wuja Toma. – rzekłam, wpatrując się w kolejne wędrujące krople deszczu.

– Gdzie nie proponują? – Wsunęła jeszcze głowę przez drzwi.

– Nieważne, i tak nie zrozumiesz – powiedziałam ściszonym głosem, żeby jej nie obrazić przypadkiem.

– Kupić coś? Jakieś słodycze, owoce? – spytała donośnym głosem z łazienki.

– Nie, ale dziękuję za pamięć – odpowiedziałam.

Zainstalowałam się wygodnie w fotelu, z Grą w klasy Julio Cortazara, lubię bowiem czytać akurat tę książkę otwierając na chybił trafił, jak na przykład fragment z rozdziału 61:

„Nie zakończona notatka Morellego.

Nigdy nie uwolnię się od uczucia, że tu oto, tuż obok mej twarzy, uwięziony między mymi palcami, jest coś jak gdyby dążenie do jasności, wyskok ze mnie ku temu, co mnie otacza, lub z tego, co mogłoby zakrzepnąć i zamienić się w całkowitą jasność, poza czasem i poza przestrzenią. Jak gdyby drzwi z opali i diamentów, za którymi zaczyna się być tym, czym się jest naprawdę, a czym nie chce się, nie umie się i nie jest się w stanie być. Nic nowego ani w tym pragnieniu, ani w tym niepokoju, tyle że za każdym razem bardziej rozczarowują namiastki, które nam ofiarowuje codzienna i conocna świadomość, to archiwum wspomnień i dat, te namiętności, w których zostawiam strzępy czasu i własnej skóry, te sygnały tak odległe od tego sygnału tuż obok, tu, koło mojej twarzy, od tego przeczucia [które już prawie jest widzeniem] demaskującego całą fałszywą wolność, w której się poruszam po ulicach na przestrzeni lat”.

 

Rozległ się dzwonek do drzwi, drgnęłam wyrwana nagle z zadumy.

– Otworzę – krzyknęła Karolina. Po chwili ponownie odezwała się – to do ciebie.

Wstałam zdziwiona. „Kto o tej porze może do mnie przyjść? Z nikim się nie umawiałam” – pomyślałam wychodząc do naszego przedpokoju. Moje zaskoczenie nie miało granicy, była to przemoknięta Karolina, moja tajemnicza nieznajoma. Stała uśmiechając się delikatnie. 

– Miło mi ciebie widzieć. Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam? Ściągnij ten mokry płaszcz, zaraz zrobię herbatę – powiedziałam niemalże jednym tchem – widzę, że jesteś cała przemoknięta.

– Wszystko opowiem, spokojnie, ale muszę wypić choć łyk herbaty.

– Wy się znacie? – spytała siostra.

– Tak, przepraszam nie przedstawiłam was sobie. Karolina, to jest Karolina, moja znajoma z pętli – powiedziałam – Karolina, to jest moja siostra, też Karolina.

– My się znamy – powiedziała moja siostra. Moje zdziwienie nie miało granic. Pomyślałam – „ciekawe skąd?”.

– Skąd się znamy? Znamy się z widzenia, jeździmy tą samą linią często, stąd pamiętam Karolinę – powiedziała siostra.

Rzecz niespotykana, pamiętam historię Adama, który gdy mieszkał w Szczecinie, wzrokiem wyłuskał w tramwaju dziewczynę na tyle ładną, że w jego pamięci „pozostała”, jak mawiał. W tramwaju widywał ją często i, jak mi sam kiedyś mówił, bardzo chciał ją poznać, choć nie bardzo wiedział jak. Ona jeździła z Pomorzan na pl. Rodła, Adam zaś wsiadał na Alejach Piastów. Pewnego razu, los go wyręczył – podjął współpracę ze znaną firmą, gdzie managerem była właśnie owa piękna dziewczyna… Adam wyprowadził się ze Szczecina, ale znajomość pozostała. Być może moja siostra, poznała Karolinę według podobnego schematu, a może zadziałało tutaj coś zupełnie innego? Coś na wzór linii napięć, tak doskonale opisanych w Grze w klasy.

– Chodź do kuchni, zrobię herbatę – powiedziałam, wskazując ręką drzwi do kuchni.

– Ja będę uciekała – Karolina sięgnęła po płaszcz. – Nie wiem kiedy wrócę, może pójdę do kina.

– Jasne, damy sobie radę – powiedziałam wstawiając wodę. Zostałyśmy same…

 


Dla Radia MŁODZI-WOLNI

oraz Miesięcznika KREATYWNI
[imię, nazwisko]