radio młodzi - wolni ONLINE :   

 

 

LABORATORIUM uczenia się przez działanie (learning by doing)
klasy dziennikarskie VI LO w Gdańsku (pressmedia.vilogdansk.pl)
oraz Miesięcznik Społeczno-Kulturalny KREATYWNI (e-kreatywni.eu)

radio obecnie gra pod adresem: 
http://miesiecznik.e-kreatywni.eu/index.php

 

  

  

 

  • Powieść w wydaniu radiowym
  • Aśka Rec: KAROLINA
  • odcinek 8.

 

– Chodź do kuchni, wypakuję zakupy – powiedziała Karolina zanosząc torby do kuchni. Posłusznie poszłam za nią, tymczasem Marek pozostał w pokoju obok.

– Jesteś ciekawa, co tutaj robię? – spytała Karolina, i nie czekając na moją odpowiedź, sama dalej mówiła – otóż Marek jest moim kuzynem, jak widzisz mieszka samotnie. Jakiś czas temu dostał udaru, wylądował na kilka miesięcy w szpitalu. Uratowali go, ale ma wielkie problemy z chodzeniem. Nogi odmawiają posłuszeństwa.

Zmroziły mnie jej słowa. Przed oczyma stanął mi Adam, gdy leżał bezwładnie na szpitalnym łóżku. Kiedy byłam u niego, jeszcze w ogóle nie wstawał, dopiero znacznie później były pierwsze próby, jak sam mówił do mnie – pionizacji.

– No dobrze, jest twoim kuzynem, a jego najbliższa rodzina? – zapytałam, dostrzegając wchodzącego z widocznymi problemami Marka.

– Nie przeszkadzajcie sobie. Zrobię wam kawę – powiedział sypiąc po chwili do kubków kawę i wstawiając wodę. Po czym usiadł na krześle, przysłuchując się słowom Karoliny.

– Rodzice nie żyją, ma dwie siostry, które odwiedzały go w szpitalu i potem w domu, aż po jakimś czasie przestały widząc, że Marek sobie radzi. Sklep ma pod nosem… Aż pewnego dnia zadzwonił mój telefon...

Słuchałam jej słów z pewnym niedowierzaniem, przecież Adam ma trzy siostry. Dwie go odwiedzały w szpitalu, trzecia mieszka w Holandii i z racji odległości nie była u niego w szpitalu. Mało tego, gdy była w Polsce nawet go nie odwiedziła wybierając wyjazd do Częstochowy.

– ... dzwonił Marek prosząc mnie o przyjazd. Ponieważ wiedziałam, że jest po udarze, pojechałam nie wiedząc o całej jego sytuacji. Okazało się, że obydwie siostry zupełnie o nim zapomniały. Jedna mieszka w Dąbiu, druga na Pogodnie. Obydwie mają za daleko.

Po głowie mi chodził Adam. W jego przypadku, jedna z mieszkających w Polsce sióstr, również o nim zapomniała, była u niego ostatnio ponad rok temu. Tylko jedna w miarę często przyjeżdża do niego.

– Kawa zrobiona – powiedział Marek.

– Gdy przyjechałam do Marka, okazało się, że praktycznie nic nie ma do jedzenia, bo ile można kupić w takim małym sklepie. Gdy to zobaczyłam, zapakowałam jego wózek do samochodu, dobrze, że wówczas byłam autem taty, typu kombi, i pojechaliśmy do marketu. Do Marka przyjeżdża raz w tygodniu rehabilitantka, usprawniając go fizycznie.

Pomyślałam, że to samo było u Adama, też przyjeżdżała do niego rehabilitantka, ta sama, która stawiała go na nogi w szpitalu. Agnieszka, bo tak ma na imię, działała na Adama, jak sam mówi: „jej obecność działała na mnie psychologicznie”. I fakt, wystarczy wspomnieć jej imię i Adam uśmiecha się szeroko. Chyba magia Agnieszki nadal działa…

– Podobnie ja przyjeżdżam tak często jak potrzebuje, a że potrzebuje czyjejś obecności non stop, jestem tutaj niemal codziennie.

Karolina mnie zaszokowała, czegoś takiego nie spodziewałam się od niej usłyszeć. Przecież ta sytuacja Marka jest niemalże kopią Adama. Na co dzień, nie ma tam żadnej z sióstr. Ale nie żali się na swój los, doskonale wie, że są inni, w znacznie gorszej sytuacji. I fizycznej i psychicznej. Agnieszka zaś oddziaływała na Adama również psychicznie, samą swoją obecnością.

– Powiedz mi, co tutaj robisz? – spytała uśmiechając się tajemniczo. Jej oczy błyszczały, jedno w kolorze niebieskim, drugie w zielonym. Swoista magia Karoliny.

– Wiesz, to jest dziwne, co powiem, ociera się o metafizykę, bo według reguł tego świata, nie powinno mieć miejsca. Myślałam o tobie, intensywnie myślałam, chciałam spotkać, chciałam pewne moje myśli, opowiedzieć o nich, ale po tym, co usłyszałam o Marku...

Marek siedział cicho nie mówiąc ani słowa, wpatrując się raz we mnie, innym razem w Karolinę. Wzięłam do ręki kubek kawy próbując wziąć łyk, jeszcze była gorąca.

– Nie ma racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego akurat pojechałam na Wyspę Pucką – rzekłam.

– Bo chciałaś się spotkać ze mną – odpowiedziała.

– Tak, ale skąd miałam wiedzieć, że akurat tutaj spotkam ciebie. Przecież równie dobrze mogłam pojechać na przykład na Warszewo albo do Polic. Co takiego się dzieje, że przyciągamy siebie nawzajem, wiedząc o sobie niewiele?

– Wiemy o sobie bardzo dużo, wbrew pozorom. To, że rzadko się widujemy, nie oznacza, że nic o sobie nie wiemy. Przecież jesteś Literacką Księżniczką opisującą własne życie, wzbogacasz siebie, swój własny świat.

Karolina kolejny raz mnie zaskoczyła. Przecież niemalże nikt nie wiedział, że ktoś mnie nazwał Literacką Księżniczką. Czyżby moje myśli w jakiś nieprawdopodobny sposób ujawniały się Karolinie? Czy moje myśli fosforyzują nocą? Znów więcej pytań aniżeli odpowiedzi. W jakim świecie się znajduję? W świecie literackiej fikcji? Może taka jest moja rzeczywistość. Bo przecież to, co się dzieje, dzieje się naprawdę. Siedzę z Karoliną w kuchni, obok jej kuzyn Marek, z pokoju dobiega muzyka z włączonego radia.

– Hej, tutaj jestem. – Karolina chyba spostrzegła, że uleciałam myślami gdzieś daleko. – Wzbogacasz własny świat, który i tak jest niejednoznaczny, nie dający się ogarnąć myślami. Wiem, bo próbowałam, zresztą nadal próbuję ciebie odgadnąć. Nie jesteś łatwa, jesteś poza zasięgiem niejednego rozumu.

Milczałam wsłuchując się w słowa Karoliny, pomyślałam, przecież ty też nie jesteś łatwa, nie do końca mogę ciebie zrozumieć, wyłamujesz się ze schematów ludzkich spraw, które na co dzień spotykam. Czynisz dobro nie żądając niczego w zamian, żadnych pieniędzy nawet na paliwo.

– Tak, dobrze myślisz, robię to z własnego serca. Zakupy to tylko potrzeba materialna, ale oprócz sfery materialnej, ważna jest również duchowa. Oprócz tego cukru, kawy, herbaty i innych rzeczy, daję Markowi własny czas, fizyczną obecność, często po prostu milczymy, według przysłowia „on wszystko wie, ja wszystko wiem, o czym mamy rozmawiać?”.

Niebywałe, jak Karolina traktuje drugiego człowieka, jak podchodzi do jego problemów. Nie dziwię się Adamowi, że tak bardzo się cieszy gdy dzwonię, nie dziwię się, że cieszył się gdy przyjeżdżała do niego Agnieszka. Nie mówiąc już o moim przyjeździe. Chyba wszyscy ludzie po udarze, potrzebują akceptacji, bliskości drugiego człowieka. Przecież oni wszyscy, jeszcze wczoraj byli sprawni fizycznie. Adam biegł łąką pokrytą poranną rosą, gdy nagle przewrócił się. Był przekonany, jak sam potem mówił, że wpadł w poślizg. Nie, nie wpadł…

– Odwieziesz mnie? – spytałam Karolinę. Jej oczy się śmiały radośnie, tworząc w moim umyśle feerię niebieskozielonych barw. Chciałam na spokojnie zadzwonić do Adama, po prostu usłyszeć jego głos.

– Zaraz pojedziemy, dopij kawę, ja pochowam zakupy w tym czasie – powiedziała Karolina.

– Jeszcze nie było u mnie, ażebym gościł dwie Księżniczki – odezwał się Marek.

– No widzisz? Literackiej Księżniczki jeszcze u ciebie nie było – odpowiedziała Karolina – praktycznie sama do ciebie przyszła.

Uśmiechnęłam się nie mówiąc ani słowa. Jeśli tak mówią, niech mówią. Mnie nie przeszkadzają tym w niczym, traktuję to na luzie. Karolina? W tym, co robi dla Marka – jest nieprawdopodobna. Ujrzałam wreszcie Karolinę, jej postawę wobec drugiego człowieka. Wierzyć w przeznaczenie? Wierzę Karolinie, w jej ludzką postawę wobec dramatu Marka. Jego osamotnienie jest także moim. Nie chcę by ktokolwiek, po przebyciu jakiejkolwiek choroby, czuł się samotny, zapomniany. Bo tak łatwiej żyć? Komu? Muszę na spokojnie zadzwonić do Adama.

 

Samotność nie oznacza, że jestem sama. Samotność oznacza, że jestem sama pośród ludzi, otoczona tłumem obcych osób, z których nikt nie ma do mnie dostępu. To jest moja niezależność, mam do tego prawo. Jestem niezależna, czego skutkiem ubocznym jest moja samotność. Nie męczy mnie, ani przez nią nie choruję. Ona broni mnie przed intruzami, którzy co rusz się pojawiają przy mnie. Z jednej strony staram się ją zwalczać, poszukując własnego szczęścia, z drugiej strony choroba hamuje moje zapędy ku szczęściu.

Samotność nie jest karą, jest świadomym wyborem, w którym jest mi dobrze. Sytuacja byłaby inna, gdybym była w zupełności zdrowa. Po co mam innej osobie życie komplikować? Na co mam dawać jej jakiekolwiek nadzieje, na nie wiadomo co?... Po jakie licho, skoro gdy pozna o mnie prawdę, powie szybko „bye, bye” i tyle z tego zostanie.

Chcę spotykać się na Jasnych Błoniach, nad Jeziorem Szmaragdowym, nie zaś w szpitalnych salach, które mnie nie ominą.

Czuję się dobrze w swojej samotności, choć niekiedy doskwiera. Przykładem niech będzie zwykła ulica, gdzie mijam niejedną parę trzymającą się za ręce. Wówczas budzi się swoista zazdrość, przecząca moim wcześniejszym myślom.

Chcesz być samotna, czy chcesz zmienić ten stan rzeczy? Z jednej strony wystarczy dać sygnał, ale znów budzi się hamulec uczuć. Wniosek? Trzeba być zdrowym, by móc sięgnąć po inny rodzaj szczęścia.

 

Podeszłam do okna, na zewnątrz życie się budziło, już widziałam pierwsze pąki na krzewach. Uśmiechnęłam się na myśl, że teraz będzie inaczej, że dni będą przyjemniejsze, temperatura powietrza wzrośnie, już nie będę marzła stojąc na przystanku. Ale póki co, idź sobie zrobić herbatę, za mocno wieje od okna. Poszłam do kuchni wstawić wodę.

Jaką herbatę? Yerba mate zostawimy na wieczór, teraz przyda się na umysł herbata z cynkiem, mam taką wypatrzoną w sklepie, po niej będzie się lepiej pisało.

Nikogo nie ma, pustka szuka samej siebie w całym mieszkaniu, ciągle widząc tylko mnie. Chwyciłam kubek i poszłam do swojego pokoju. Teoretycznie ktoś powinien być ze mną, na wypadek gdybym źle się poczuła, straciła przytomność... Praktycznie jest nieco inaczej.

Teoretycznie jest ze mną Karolina, moja siostra, praktycznie zaś pewnie siedzi u swojej miłości. Kto wie kiedy wróci… Zresztą nie upilnuję trzpiota, Karolina jest z tych osób, której wszędzie pełno, jest ogólnie lubiana, lecz chadzająca własnymi drogami.

Spojrzałam na książki stojące na półkach. Sięgnęłam po tom poezji Rene Char’a – poety, który swego czasu mnie oczarował, tak jak on pisało niewielu. Zastanawiam się, jaką trzeba mieć duszę ażeby móc w ten sposób pojmować świat, pisząc takie słowa:

 

Co ci dolega? To tak, jakby w bezgłośnym domu zbudził się wschód twarzy,

którą cierpkie zwierciadło zdawało się utrwalić. To tak, jakbyś wznosił ku

ściśniętemu gardłu, gdy wysoka lampa i jej blask padały na ślepy talerz,

dawny stół z jego owocami. To tak, jakbyś przeżywał na nowo swoje

ucieczki w oparach poranka na spotkanie tak ukochanego buntu, tego

buntu, który lepiej niż wszelka czułość umiał cię wspomóc i wywyższyć. To

tak, jakbyś potępiał, podczas gdy twoja miłość spała, władczy portal i drogę

co do niego wiedzie.

Co ci dolega?

Nietknięte nierzeczywiste w spustoszonym rzeczywistym. Ich zuchwałe

wybiegi otoczone wezwaniami i krwią. To co zostało wybrane i pozostało

nienaruszone, od brzegu przeskoku aż po brzeg osiągnięty, nierozważna

teraźniejszość, która bezpowrotnie niknie. Gwiazda szalona, co podeszła

zbyt blisko i która umrze przede mną.

 

Poetyczny świat Rene Char’a pochłania mnie bez reszty, ale to on przybliża mi nieosiągalne. Dziwne, gdy jestem w świecie poezji Rene, czuję wielką ulgę, poniekąd zazdroszczę poetom ich własnego świata, tak zupełnie innego od mojego. Wiem, jestem takim samym człowiekiem jak i oni, lecz to Rene Char tworzy dla mnie nierzeczywistość. Przynajmniej tak go odbieram.

 


Dla Radia MŁODZI-WOLNI

oraz Miesięcznika KREATYWNI
[imię, nazwisko]

Free Joomla! templates by AgeThemes